Jesienna wyprawa górska – Halicz 20.10.2018 r.
Słoneczna aura zachęcała do wędrówek. Jesiennych kolorów przybywało z dnia na dzień. Wyruszamy w Bieszczady żeby zachwycić się płonącymi bukami. Na dworze jest jeszcze ciemno, mgliście i chłodno. Docieramy do Mucznego skąd idziemy żółtym szlakiem na Bukowe Berdo. Mgła wokół, szelest liści pod nogami, przesuwające się zarysy postaci i pierwszy postój przy tablicy informacyjnej o szlaku. Mamy dobre tempo i nadzieję, że wyżej będzie lepsza widoczność, że mgła opadnie .
Mijamy osoby schodzące z wierzchołka, które rozwiewają nasze oczekiwania. Wyżej jest jeszcze mniejsza widoczność i wieje zimny wiatr. Docieramy na grzbiet Halicza i pomimo braku widoków nasze nastroje są coraz lepsze. Odkrywamy, że w takiej scenerii jest ukryta magia gór, dostrzegamy rudy kolor połonin, najeżony skałami wierzchołek. Od czasu do czasu wiatr rozwiewa mgłę i widzimy majaczący masyw Krzemieńca, Tarnicy.
Zejście po schodach do Przełączy Goprowskiej jest uciążliwe, ale cóż. Zrobiono je aby uchronić roślinność przed rozdeptaniem. Na przełęczy odpoczynek i podział na grupę szturmującą najwyższy wierzchołek Bieszczadów i tych, którzy pójdą, zaplanowanym czerwonym szlakiem, do Wołosatego.
W mglistej scenerii nie widać stromizny stoków, którą pokonujemy, każdy według swoich możliwości. Jedni szybciej, inni wolniej. Docieramy na Halicz , trzeci co do wysokości szczyt Bieszczadów i tylko od czasu do czasu dostrzegamy, na małą chwile, otaczające nas pasma górskie i poniżej połonin bukowe lasy.
W wiacie położonej na Przełęczy Bukowskiej kolejny odpoczynek i długa wędrówka do Wołosatego. Bieszczady były, są i będą. Możemy ponowić wyprawę w innej porze roku lub za rok, jesienną porą. Górska wycieczka to pokonywanie swoich słabości, przebywanie ze znajomymi lub poznawanie nowych miłośników wędrówek .
D.M.
Komentarze zablokowane.